Ostatnio trochę zafascynowałem się kuchnią węgierską i kuchnią hiszpańską, a do tego wpadły mi w ręce fajne, małe książeczki z przepisami na potrawy z tych kuchni, więc będzie teraz więcej gotowania “gulaszowego” i z półwyspu iberyjskiego. Dzisiaj w weekendowym gotowaniu prezentuję gulasz “Csángó” z kurkami. Przepis jest bardzo prosty, ma niewiele składników i wychodzi z niego świetne danie. W oryginale nie było kurek, ale jako że kupiłem w sklepie przed granicą, to postanowiłem je dodać i zamiast ryżu, którego mi zabrakło, użyłem kaszy pęczak. Szukałem w internecie co znaczy słowo Csángó, ale nie udało mi się znaleźć. Może Wy wiecie?
EDYCJA: Właśnie dowiedziałem się od znajomej Pani Dyrektor (pozdrawiam), że Csángó to są Węgrzy z północnej Rumunii.
Gulasz “Csángó” z kurkami – skład:
✓ 0,5 kg wołowiny
✓ 2 cebule
✓ 2 ząbki czosnku
✓ 0,25 kg kiszonej kapusty
✓ 1 torebka ryżu (lub kaszy pęczak)
✓ 2-3 łyżki kwaśnej śmietany 18%
✓ świeże kurki
✓ smalec
✓ przyprawy: sól, kminek mielony, słodka i ostra papryka.
Gulasz “Csángó” z kurkami – przygotowanie:
Mięso pokroić w grubą kostkę. Cebulę pokroić w półplasterki i zeszklić na patelni, po czym dodać pokrojone na mniejsze kawałki kurki i dalej smażyć dosypując trochę soli. Gdy cebula będzie się rumienić dodać po pełnej łyżeczce kminku mielonego i słodkiej papryki i do smaku ostrej – ja lubię na ostro więc też była pełna łyżeczka. Dodać mięso, obsmażyć delikatnie z każdej strony, wlać pół szklanki wody i dusić pod przykryciem do zmięknięcia mięsa. Gdy mięso już zacznie mięknąć dodać wypłukaną, odciśniętą i pokrojoną kapustę kiszoną, dolać kolejne pół szklanki wody i dusić do zmięknięcia kapusty. W razie ubytku wody dolewać po trochę, żeby potrawa się nie przypaliła. W osobnym garnku ugotować ryż lub kaszę pęczak, które należy dodać na koniec gotowania, jak mięso i kapusta będą już miękkie. Zabielić używając 2-3 łyżki śmietany, uważając żeby się nie ścięła, wszystko dobrze wymieszać i podgotować 2-3 minuty.
Smacznego. 🙂
Moje pomysły na jedzenie w trasie. Czasem zaskakujące – niektórzy mówią o nich „bieda” – czasem bardzo proste, czasem skomplikowane, ale zawsze dużo lepsze od gotowców typu ADR ze sklepu.
Nazywam się Marcin Marek Kucharzyk, jestem zawodowym kierowcą i amatorskim kucharzem.