Ostatni z przepisów do słoików w poświąteczną trasę to roladki schabowe z boczkiem w sosie pieczarkowym. Danie trochę bardziej skomplikowane i wymagające więcej pracy niż duszona biała kiełbasa, ale warte poświęcenia czasu, bo smakuje wybornie. Polecam wszystkim paniom gotującym w trasę dla swoich mężczyzn, którym skończyły się pomysły na urozmaicenie posiłków.
Roladki schabowe z boczkiem w sosie pieczarkowym – skład:
✓ 1 kg schabu bez kości
✓ 2 opakowania wędzonego boczku w plasterkach
✓ 4 ogórki kiszone
✓ 1 słodka czerwona papryka (ostatnio kupuję tylko długą, wąską – jest słodsza i bardziej soczysta od zwykłej)
✓ 0,7 kg pieczarek
✓ przyprawy: 2-3 liście laurowe, 4 kulki ziela angielskiego, łyżeczka estragonu, sól, pieprz.
Roladki schabowe z boczkiem w sosie pieczarkowym – przygotowanie:
Schab pokroić w równe plastry i rozbić jak na kotlety. Z 1 kg wyszło mi 14 plastrów. Lekko posolić i popieprzyć z obu stron. Ogórki kiszone odsączyć i pokroić w ćwiartki, paprykę w paski na długość ogórka. Na desce ułożyć plaster boczku, na nim plaster rozbitego i doprawionego schabu, położyć na krawędzi po jednym kawałku ogórka i papryki i zawijać jak świstak w sreberka ;). Nie trzeba używać żadnych wykałaczek bądź nitki do wiązania, ponieważ boczek skleja roladki tak, że się nie rozpadają. Jak widać na jednym ze zdjęć, miałem za mało boczku i kilka roladek jest bez niego, co potem utrudniło mi podsmażenie, bo schab się rozwijał. Podsmażyć roladki z każdej strony na oleju do zarumienienia się boczku i schabu. Obrać i pokroić w półplasterki pieczarki, podsmażyć na osobnej patelni do odparowania wody. Zarumienione i wystygnięte roladki przełożyć na deskę i pokroić na pół – łatwiej będzie nakładać do słoika. Do większego garnka lub głębokiej patelni przełożyć podsmażone pieczarki, na nich ułożyć roladki, zalać wodą żeby przykryć, dodać przyprawy i dusić 30-40 minut. Na koniec zaciągnąć mąką, żeby zagęścić sos – dla niewtajemniczonych: pół szklanki wody, łyżka mąki, dokładnie wymieszać, wlać do sosu i zagotować.
PS. Kluczem do aromatu i smaku jest… estragon! Nigdy wcześniej go nie używałem, ale od tej pory będzie częstszym gościem w mojej kuchni!
Moje pomysły na jedzenie w trasie. Czasem zaskakujące – niektórzy mówią o nich „bieda” – czasem bardzo proste, czasem skomplikowane, ale zawsze dużo lepsze od gotowców typu ADR ze sklepu.
Nazywam się Marcin Marek Kucharzyk, jestem zawodowym kierowcą i amatorskim kucharzem.